GrzegorzM GrzegorzM
1313
BLOG

List do korwinisty...

GrzegorzM GrzegorzM Polityka Obserwuj notkę 27

(Uwaga! są dwie części wpisu!)

            Całkiem niedawno prof. Jan Hartman napisał na swoim blogu list "Do młodego korwinisty" (hartman.blog.polityka.pl/2014/07/13/do-mlodego-korwinisty/). Jako (prawdopodobny) wyborca KNP w następnych wyborach, poczułem się wywołany do tablicy i uznałem że wobec masy stereotypów jakie w tekście P. Hartmana się pojawiły - naszkicować muszę odpowiedź. Zajęło mi to aż 2 tygodnie, bo i roboty sporo i temat nielatwy, niemniej dziś pracę udało mi się zakończyć. Zapraszam do lektury.

 

           Witam Pana Profesora.

           Pragnę na wstępie zaznaczyć rzecz zgoła oczywistą, która jednak wszystkim właściwie komentatorom umyka. Glosowanie na określoną partię nie oznacza, że w 100% identyfikujemy się z jej programem/przywódcą - tylko, że z daną partią identyfikujemy się w stopniu większym niż z partiami konkurencyjnymi. Osobiście nie zgadzam się być może z 1/2 twierdzeń Korwin - Mikkego - co nie przeszkadza mi głosować na KNP, ponieważ z innymi partiami identyfikuję się w jeszcze mniejszym stopniu.

           Co do sprawy Boniego - to pozostaje faktem, że postępek Korwina był niepotrzebnie zbyt agresywny i to nie podlega dyskusji. Jednak w przeciwieństwie do wymowy Pana listu nie jest prawdą, że p. Boni został spoliczkowany za to, że podpisał deklaracje współpracy z SB, tylko za to, że w 1993 publicznie kłamał, twierdząc że tego nigdy nie zrobił. Wtedy nikt p. Boniego nie szantażował - i dla jego kłamstwa nie ma usprawiedliwienia.

           Ale przejdźmy już do ekonomii. W XIX stuleciu nierówności społeczne były olbrzymie, a były one spuścizną po feudalizmie. Kilka stuleci merkantylizmu skupiło kapitał w rękach nielicznych co w połączeniu z rozwojem miast (bieda została zgromadzona w jednym miejscu, więc łatwiej było dostrzec jej rozmiary) zapoczątkowało tzw. kwestię społeczną. Jednak przez cały wiek XIX dochody robotników bardzo szybko rosły - w ostatnim ćwierćwieczu tego stulecia wzrosły o 100% (http://tomaszcukiernik.pl/artykuly/artykuly-historyczne/xix-wieczny-kapitalizm-w-wielkiej-brytanii/).

           Nic nie wiem o masowym umieraniu biedoty na ulicach Paryża - jestem za to pewien, że spożycie żywności na głowę bardzo w XIX wieku wzrosło (źródło jw.). Gdyby jednak z jakichś przyczyn ktokolwiek miał umrzeć z głodu na ulicy państwa wolnorynkowego, to w takim przypadku pomoc państwa akceptuję i rozumiem. Koniecznością jest też pomoc stypendialną dla dzieci z ubogich rodzin, bowiem wolność gospodarcza jest wolnością indywidualną. Dzieci nie powinny ponosić odpowiedzialności zbiorowej za błędy rodziców. To nie sprzeciwia się wolnemu rynkowi - stanowi jego istotę.

           Pamiętajmy też, że "poganianie Murzyna knutem do roboty" nie ma nic wspólnego ani z kapitalizmem ani z programem KNP. A na marginesie zauważmy, że sam kolonializm nie mógł być przyczyną wzrostu gospodarczego w XIX wieku - vide Anglia a Hiszpania w tym okresie.

           Trzeba w tym miejscu rozprawić się jeszcze z dwoma mitami dot. Wolnej gospodarki. Chodzi o "prywatyzację sektorów strategicznych" oraz prywatyzację służby zdrowia czy edukacji.

           Prywatyzacja sektorów strategicznych miałaby być niedopuszczalna ze względu na ryzyko przejęcia tych firm przez Rosję/Niemcy/dowolne wrogie nam mocarstwo. W tym zdaniu tkwi jednak wewnętrzna sprzeczność wynikająca z niezrozumienia pojęcia prywatyzacji. Otóż prywatyzacja to zmiana właściciela z państwowego na prywatnego. Przeprowadzamy ją, wiemy bowiem, że firmy prywatne z powodu istnienia właściciela odpowiadającego własną kieszenią za ich działalność funkcjonują na ogół lepiej niż firmy państwowe (de facto niczyje). Stąd sprzedaż czegokolwiek np. Gazpromowi, France Telekom (vide TP SA), ale też PGNiG (vide Azoty Tarnów) czy innemu państwu z definicji nie jest prywatyzacją! W wolnej gospodarce państwa ościenne winny mieć zakaz prowadzenia działalności gospodarczej, z powodów wyżej wymienionych, a także z powodu możliwości upolitycznienia zarządu takiej firmy, o czym słusznie przypominają przeciwnicy "prywatyzacji" w/w sektorów.

           Weźmy pod lupę prywatyzację służby zdrowia czy szkolnictwa. Panuje przekonanie, że ze względu na podstawowe znaczenie tych dziedzin dla życia człowieka muszą one być równo dostępne i nie mogą podlegać prywatyzacji. Jednak żywność jest bardziej niezbędna do życia niż opieka zdrowotna. Co więcej istnieje w Polsce wiele osób którym brakuje pieniędzy na jedzenie. Czy wobec tego należy znacjonalizować branżę żywnościową? A ubrania? Czy z faktu istnienia osób zbyt ubogich na zakup odzieży wynika konieczność nacjonalizacji firm odzieżowych?

           Otóż istnienie biedy nie jest w żadnym wypadku powodem nacjonalizowania całych sektorów gospodarki! Jest to co najwyżej powód do udzielania pomocy tej niewielkiej liczbie osób (nawet 5 mln osób nie mogących sobie pozwolić na kupno jedzenia to niewiele wobec perspektywy nacjonalizacji całej branży spożywczej 40 milionowego państwa) które na zakup niezbędnych do życia dóbr nie mogą sobie pozwolić. W ten sposób zachowujemy minimum humanitaryzmu nie narażając się na opłakane skutki nacjonalizacji krajowej ekonomii.

           Te same uwagi dotyczą innej branży gospodarki, mianowicie pracy, Fakt istnienia osób zarabiających poniżej minimum socjalnego nie może być nigdy uzasadnieniem usztywniania kodeksu pracy czy wprowadzania płacy minimalnej. Takim osobom należy udzielić w imię humanitaryzmu nieco państwowej pomocy, nie wolno jednak w żadnym razie zabraniać im pracy (płaca minimalna i inne usztywnienia kodeksu pracy). Generuje to zyski dla budżetu państwa (jeżeli minimum socjalne wynosi X zł a Kowalski zarabia ½ X to wystarczy udzielić mu ½ X pomocy społecznej zamiast X), daje korzyści gospodarcze (większa liczba osób zawodowo czynnych) oraz nie tworzy chorych sytuacji tworzenia się klienteli opieki społecznej.

           Całość ekonomii wolnorynkowej posiada solidne podstawy naukowe (np. szkoła austriacka, w tym zwłaszcza Ludwig von Mises i Friedrich von Hayek, noblista z ekonomii) a także zgadza się z naszymi doświadczeniami. W ekonomii wolnego rynku centralną rolę pełni nie tyle nawet wolność osobista, ile przedsiębiorczość i kreatywność wolnego człowieka, będąca motorem postępu cywilizacji. Stąd dobrze jest stwarzać przedsiębiorcy dogodne warunki do podjęcia pracy przedsiębiorczej; stąd też najlepszym wskaźnikiem wolnego rynku jest łatwość prowadzenia własnej firmy – np. Ease of Doing Business Index. Okazuje się, że wprowadzanie prawa ułatwiającego prowadzenie działalności gospodarczej (a chodzi nie tylko o brak barier biurokratycznych, ale też o np. sprawne i uczciwe sądy – bardzo ważna kwestia, a przez wielu wolnorynkowców niedoceniana!) wpływa silnie na zwiększenie tempa wzrostu gospodarczego (http://papers.ssrn.com/sol3/papers.cfm?abstract_id=2066558). Jest to najlepszym dowodem słuszności wolnorynkowego spojrzenia na gospodarkę, ważniejszym nawet niż fakt przewidzenia przez szkołę austriacką kryzysu 1929 na kilka lat przed jego wystąpieniem czy skuteczność reform wolnorynkowych Margaret Thatcher.

           Ja - a także wszyscy, mieniący się polskimi wolnorynkowcami - wierzę mocno, że wolna gospodarka stanowi klucz do budowy silnego, bogatego i niezależnego Narodu Polskiego, zaradnego, przedsiębiorczego i budzącego szacunek i podziw sąsiadów. Istnieją kraje, które nie uwierzyły socjaldemokratom, odważnie i świadomie wprowadzając u siebie maksymalnie wolną gospodarkę, taką, jaką powyżej zaprezentowałem. Są to dynamiczne azjatyckie tygrysy, Singapur i Hongkong w szczególności. Wyszły na tym znakomicie, są dziś czołówką pod względem rozwoju gospodarczego na świecie. Oby stanowiły wzór dla tych, którzy rządzą i będą rządzić Polską.

Z pozdrowieniami

Grzegorz M.

GrzegorzM
O mnie GrzegorzM

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka